wtorek, 9 lutego 2016

Królowa jest tylko jedna? - Zamienniki Becca Shimmering Skin Perfector CHAMPAGNE POP


W końcu do mnie dotarł! Jeden z bardziej rozdmuchanych na Youtubie rozświetlaczy - Becca Shimmering Skin Perfector Pressed w kolorze Champagne Pop stworzony przy współpracy z Jaclyn Hill. Już dawno temu się na niego napaliłam (jak szczerbaty na suchary). Jeżeli już pojawiał się na stronie jakiegoś polskiego sklepu internetowego to nie tylko był szybko wykupowany albo również miał taką cenę, że już lepiej byłoby go sprowadzić bezpośrednio ze Stanów. Cena rozświetlaczy Becca w większości polskich sklepów internetowych średnio oscyluje koło 250 zł. Oprócz dwóch: www.galilu.pl oraz www.looktop.pl gdzie można je znaleźć za ok 165 - 179 zł (!) za 8g produktu. Akurat Champagne Pop dorwałam własnie w sklepie Looktop.pl <click>. Można? Można :)

Nie mniej jednak, zanim w ogóle trafiło to maleństwo w moje grabiszcza , przeglądałam internet w poszukiwaniu jego zamienników. Niestety w większości porównywany był do innych amerykańskich, niedostępnych w Polsce marek. Na polskim Youtubie czy blogach ta marka praktycznie nie istnieje. Obiecałam sobie zatem, że jeżeli uda mi się dorwać ten produkt w "rozsądnej" cenie, porównam go z bardziej dostępnymi markami w Polsce. Zanim jednak przejdę do porównań (są w dalszej części tego postu;)) to trochę omówię naszą "królową" :)



Kartonowe zloto-szampańskie opakowanie sygnowane jest nazwiskiem Jaclyn Hill. Z tyłu mamy kilka słów od youtuberki wraz z jej zdjęciem. Widziałam ładniejsze opakowania, ale wyjątkowo zatrzymam sobie je na pamiątkę (tak naprawdę jeżeli wyrzucimy kartonowe pudełeczko oraz wewnętrzną obwolutkę to nazwisko Jaclyn znika). Na opakowaniu znajdziemy również skład. I tutaj kolejny raz produkt z wyższej półki nie przypadnie do gustu przeciwniczkom Talku (znajduje się na samym początku składu). Miki tutaj nie znajdziemy, ale jeżeli ktoś się nie lubi z Parafiną to raczej powinien sobie odpuścić ten rozświetlacz (również znajduje się w składzie).



Samo opakowanie przypomina mi wyglądem spodek UFO albo tarczę starożytnych wojowników (ciekawe czy inspirowali się filmem "300" czy "Asterixem i Obelixem"). Na pewno nie daje poczucia taniochy - wiemy za co płacimy. 



Zdawałoby się, że to opakowanie przetrwa wszystko... Opakowanie samo w sobie może i owszem. Niestety gorzej z produktem wewnątrz. Niestety rozświetlacz jest na tyle "kremowy i delikatny", że potrafi się rozkruszyć (widziałam filmik, gdzie jedna z Youtuberek postanowiła z niego po prostu zrobić puder rozświetlający po tym jak się jej ukruszył). Za taką cenę powinien być bardziej trwały. W związku z tym, wrzucenie go do torebki albo w podróż jest raczej niewskazane. Uwaga: tendencje do kruszenia się mają wszystkie prasowane rozświetlacze marki Becca.

Czy "królowa" jest tylko jedna?


To chyba część, która najbardziej wszystkich interesuje :) Przejrzałam na szybko mój nieskromny składzik z rozświetlaczami i udało mi się wydłubać 9, które mogłyby pretendować do zajęcia miejsca Champagne Pop. Na wstępie uwaga: produkty porównywałam jedynie pod względem kolorystycznym (nie trwałości, konsytencji i innych kategorii). Zacznę od najmniej do najbardziej podobnych produktów (jak ktoś nie chce się ze mną dalej męczyć, zapraszam na sam dół ;)) 



#Miejsce 5: 
MAC Soft & Gentle (126 zł, 10g) oraz MUR Vivid Baked Highlighter Peach Lights (15 zł, 7,5g)





Od lewej: Soft & Gentle, Champagne Pop, Peach Lights

Peach Lights kompletnie nietrafiony (zmyliła mnie nazwa). Wpada w różowe tony. Soft & Gentle już bliżej, ale tutaj odcień miedziany zdecydowanie dominuje.

Gdzie można dostać:


#Miejsce 4: 
KIKO Beam of Light w kolorze 01 i 02 (edycja limitowana z kolekcji On-the-go Minis; 1,5 g każdy)





Od dołu: Kiko 02, Champagne Pop, Kiko 01
Pokładałam duże nadzieje w numerku 02, jak jednak widać pudło w obydwu przypadkach. Nie mniej jednak szkoda, że to była edycja limitowana.

Gdzie można dostać? Aktualnie chyba nigdzie... Ale warto się rozglądać ogólnie za rozświetlaczami KIKO. Prawdopodobnie wprowadzą coś podobnego prędzej czy później.

#Miejsce 3: 
WIBO Diamond Illuminator oraz LOVELY Gold Highlighter (obydwa kosztują ok. 10 - 15 zł, gramatura nieznana)




Od lewej: Champagne Pop, Wibo, Lovely
Widać, że zbliżamy się coraz bliżej ;) Champagne Pop jednak jest intensywniejszy i ma zauważalne tony miedzi. W rozświetlaczach Wibo i Lovely przeważają tony złote. No, ale myślę, że jak ktoś nie chce wydawać 170 zł to powinien być zadowolony z efektu pozostałych zamienników.

Gdzie kupić:
  • WIBO Diamond Illuminator: www.wibo.pl (choć niepokojąca jest informacja o ostatnich sztukach) lub w Rossmanie
  • LOVELY Gold Highligher: Rossman

#Miejsce 2: 
KIKO Long lasting wet & dry eyeshadow 208 (ok. 20 zł, 3g) oraz COLOURPOP Electric Slide (64,9 zł, 4,2g)





Od góry: Electric Slide, Champagne Pop, KIKO 208
Od góry: Electric Slide, Champagne Pop, KIKO 208
Zarówno rozświetlacz Colourpop Electric Slide jak i cień KIKO 208 można uznać za bardzo dobry zamiennik rozświetlacza Becca. W pełnym świetle są identyczne, dopiero przy załamaniu się światła widać różnicę w tonach (Champagne Pop wpada w brzoskwinię).

Gdzie kupić:
  • COLOURPOP Electric Slide: www.glowstore.pl
  • KIKO Wet & Dry Eyeshadow 208: Strona KIKO lub sklepy stacjonarne w Warszawie (Arkadia lub Targówek). Ja swój dorwałam w cenie niespełna 19 zł niedawno w Arkadii (trzeba sprawdzać zarówno stronę jak i wchodzić czasem do sklepu bo uzupełniają asortyment)
#Miejsce 1: 
MySECRET Face Illumonator Powder Princess Dream (15 zł, 7,5g)





Od lewej: Champagne Pop, MySecret
Od lewej: Champagne Pop, MySecret

Jeden prasowany, drugi wypiekany. Obydwa tak samo satynowe w dotyku. Jeden w cenie 170 zł drugi w cenie 15 zł. Efekt praktycznie taki sam (nawet w załamaniu światła, może w przypadku Becci mamy tutaj ciutkę więcej tonów brzoskwiniowych, ale nagroda dla osoby, która będzie je w stanie rozróżnić na buzi w świetle dziennym ;)). Myślę, że znalazłam mój zamiennik  :)


Mam nadzieję, że post i porównania Wam się spodobały. Mam jeszcze w kolekcji wersję podróżną Moonstone (prasowana wersja) oraz małą wersję Opal (płynna wersja). Jeżeli chcecie żebym poszukała zamienników również tych kolorów dajcie znać w komentarzach na dole.

Buziaki :*

M. 

Trochę za różowo? - Too Faced Chocolate Bon Bons


Myślę, że powinnam założyć sobie automatyczny zamek elektroniczny w portfelu, który zatrzaskiwałby się jak tylko przekraczałabym próg Sephory (albo próbowała kupić coś online). 

Nie planowałam kupić kolejnego wydania Too Faced Chocolate Bon Bons. Abstrahując od samego opakowania (które nie jest słodkie :P, jest strasznie infantylne), serduszkowa gama kolorystyczna mnie kompletnie nie ciągnęła. Może poza trzema kolorami, wszystkie pozostałe, bardzo podobne już mam. Po co mi więc kolejna.

No i niestety, logiczne rozumowanie zeszło na drugi plan jak tylko weszłam od sklepu i zaczęłam się nią bawić. Trzy pierwsze cienie jakoś nie zapadły mi w pamięć aż do Almond Truffle. No i nagle się okazało, jak to u baby bywa, że Ja wcale a wcale nie mam takich cieni. Mam "podobne", ale nie takie... I do tego przecież jest zniżka Walentynkowa... Ech... No i skończyło się przy kasie wraz z wersją podróżną tuszu do rzęs Better than Sex (Pani z Sephory baaardzo mnie namawiałaaa, ten tusz ma zmienić całe moje życie... słyszałam słabe opinie na temat tego tuszu, ale wersję podróżną mogę zdzierżyć do przetestowania).


O ile zewnętrzne pudełeczko jest całkiem sympatyczne pod względem kolorystycznym, o tyle sama paletka wewnątrz nie ma z nim nic wspólnego. Zanim jednak przejdę do jej opisu, warto wspomnieć, że wraz z paletką dostajemy 3 mini tutoriale makijażu - na wypadek gdyby ktoś szukał inspiracji (why not?). 

Opakowanie... Nie chce urazić niczyich uczuć, ale stylistyka majtkowego, jaskrawego różu z wypukłymi serduszkami nie należy do moich ulubionych. I nie jest to zbyt profesjonalne opakowanie. Nie mogłabym potraktować makijażysty poważnie jako klientka, gdyby położył przede mną coś takiego (a nie wiedziałabym co to za firma). Na szczęście opakowanie pod względem jakości nie odbiega od swojej starszej siostry (Semi-Sweet). Również metalowe, zamykane magnetycznie, łatwe do przechowywania. Powinno przetrwać podróż bez problemów.


W środku całkiem spore lusterko wystylizowane jak poprzedniczki (mogłoby być większe i bez napisów wszędzie - byloby praktyczniejsze) oraz łącznie 16 cieni: 14 mniejszych o gramaturze 1g, 2 większe o gramaturze 2,2g. I tutaj sympatyczny akcent. W Semi-Sweet mniejsze cienie mają gramaturę 0,95g każdy co oznacza, że serducha są bardziej napakowane niż standardowe kwadraciki (może się przekonam do serduszek?;)). Jeżeli chodzi o skład każdego z cieni (tylna strona kartonowego pudełeczka) to tutaj zła wiadomość dla tych z Was, które nie lubią Talku albo Miki: w każdym z tych cieni znajdziemy obydwa te składniki (w większym lub mniejszym stężeniu).



A teraz cienie... :) Jeżeli wyłączyć te różowo-filetowo-granatowe serducha to w gruncie rzeczy jest to pod względem kolorystycznym jest to dość neutralna paletka utrzymana bardziej w chłodnej tonacji. Doliczyłam się łącznie 4 matowych cieni, reszta to perła, metaliczne oraz cienie z drobinkami. I niestety (dla mnie) cienie połyskujące i z drobinkami zdecydowanie dominują w tej palecie. Osobie, która preferuje maty, ta paletka się raczej nie spodoba. Nie ma w niej bowiem jasnego matowego beżu (cień Divinity ma delikatne, ledwo widoczne drobinki), a najciemniejszym matowym cieniem jest Bordeaux. Po zrobieniu swatchy, nie mogłam nie odnieść wrażenia, że za dużo tu skrzenia się.


Od lewej: Almond Truffle, Satin Sheets, Cashew Chew, Cotton Candy, Cafe au Lait, Dark Truffle, Pecan Praline, Totally Fetch

Od lewej:  Sprinkles, Molasses Chip, Malted, Bordeaux, Mocha, Black Currant, Earl Grey, Divinity
Moje pierwsze odczucia po zrobieniu swatchy, są takie, że za dużo jednak jest tutaj skrzenia i drobinek. Mam wrażenie, że w pewnym momencie były dosłownie wszędzie. Konsystencja jednak tych cieni jest całkiem przyjemna. Pigmentacja w większości zadowalająca, czasem jest tzw. "WOW" (Molasses Chip, Cafe au Lait, Black Currant, Totally Fetch, Earl Grey) a czasem takie "Mehhh" (Sprinkles, Cashew Chew, Pecan Praline), przy których musiałam się bardzo natrudzić żeby było cokolwiek widać. Zresztą zobaczcie efekt same (bez bazy) ;)

Od lewej: Almond Truffle, Satin Sheets, Sprinkles, Molasses Chip, Malted, Cashew Chew, Cotton Candy, Cafe au Lait, Bordeaux, Mocha, 
Black Currant, Dark Truffle, Pecan Praline, Totally Fetch, Earl Grey, Divinity
Od lewej: Almond Truffle, Satin Sheets, Sprinkles, Molasses Chip, Malted, Cashew Chew, Cotton Candy
Od lewej: Malted, Cashew Chew, Cotton Candy, Cafe au Lait, Bordeaux, Mocha, Black Currant
Od lewej: Mocha, Black Currant, Dark Truffle, Pecan Praline, Totally Fetch, Earl Grey, Divinity
Podsumowanie pierwszego wrażenia: jest ok, ale pupy chwilowo nie urywa (poza Almond Truffle, Molasses Chip, Cafe au Lait i Black Currant;)). Należy jej jednak oddać, że jest całkiem uniwersalna. Wydaje się, że można nią zrobić zarówno bardzo delikatny makijaż (np. za pomocą Cashew Chew), jak również mocne smokey (Earl Grey). Cena standardowa to 179 zł. Na pewno warto poczekać z zakupem na promocję.

Przede mną tydzień poważnego testowania :) Moje powieki należą do wymagających (głęboko osadzone, z delikatnie opadającą powieką), więc nie wszystkie cienie sobie na nich radzą ;)

Dajcie znać co myślicie i czy macie tą paletkę :)

Ps. Tak, pachnie czekoladą, ale chyba Semi-Sweet intensywniej :)