sobota, 31 października 2015

Hourglass Lighting Edit - czy warto?




O istnieniu marki Hourglass oczywiście dowiedziałam za pomocą Youtube'a.

Jest to luksusowa (i oczywiście droga) marka, która nie jest łatwo dostępna w Polsce. Zasłyneła najbardziej dzięki swoim pudrom, mającym sprawić, że skóra stanie się świeża, promienna i... same ochy i achy ;) 

Dość prawdopodobne, że nigdy bym nie weszła w posiadanie nawet jednego pudru tej marki (cena ponad 200 zł za puder jest dla mnie odstraszająca, zwłaszcza jak nie można go zobaczyć na żywo przed zakupem), ale w tym roku postanowili wypuścić limitowaną, świąteczną edycję "palety" obejmującą dwa róże, bronzer i trzy pudry rozświetlające (oczywiście w miejszej wersji). No i nie mogłam się oprzeć ;) ...



Paletka przychodzi do nas w bardzo elganckim, złotym kartoniku. W środku dodatkowo zabezpieczona jest czarną tekturą. Do tego dołączono bezsensowną ulotkę (nic nie zawierała, oprócz nazwy palety w różnych językach). Sama paletka ma złoto-brązowe (na zdjęciu powyżej wpada bardziej w brązową tonację, na żywo jest bardziej złotawa), lśniące (można zobaczyć w nim swoje odbicie) opakowanie odzwierciedlające swoją kosmiczną cenę.




W środku oprócz pudrów mamy bardzo duże i przydatne lusterko. Nazwy natomiast znajdują się z tyłu opakowania. Uwaga: są podane na odwrót (patrząc na zdjęcia wydaję się, że są podane prawidłowo => Bronze Light jest pod bronzerem, w rzeczywistości nazwa Bronze Light znajduje się pod różem Mood Exposure).



W moim codziennym makijażu gości już od dwóch tygodni i muszę powiedzieć, że bardzo się z nią polubiłam. Pudry są "kremowe", pigmentację mają w sam raz i ciężko zrobić sobie nimi krzywdę. Po ich nałożeniu otrzymujemy efekt zdrowej, lśniącej skóry, a nie tzw. pudrowego ciastka. Trzeba jednak pamiętać, że zarówno Iridescent Light jak i Bronze Light mają w sobie bardzo widoczne drobinki (aparat głupiał jak próbowałam zrobić zbliżenia). Do tego Bronze Light może być dla niektórych osób zbyt pomarańczowy. Nie każdemu muszą one w związku z tym odpowiadać, choć ja w trakcie codziennego używania nie odniosłam wrażenia, żebym świeciła się jak lampki na choince.


A teraz niesympatyczny akcent: wielkości palety. Wśród recenzji na Youtubie istotnym zarzutem była właśnie wielkość/ilość pudrów w pudrach, a raczej jej brak. Oczywiście byłam świadoma, że nie dostanę produktów w standardowym wymiarze, ale i tak byłam bardzo niemile zaskoczona => paletka jest absurdalnie mała! Poniżej na zdjęciach starałam się oddać jej "niewielkość" (w porównaniu do palety Zoeva Naturally Yours oraz zwykłej paczki jednorazowych chusteczek). Dodatkowo, okazuję się, że zamawiając jeden pełnowymiarowy puder otrzymamy więcej produktu (ok. 10,5 g) niż cała paletka razem wzięta (6 x 1,4g = 8,4g!) przy cenie znacznie wyższej..  Cała paleta na stronie producenta kosztuje 80$, róże są w cenie 35$, bronzer 50$ a pudry 45$... Nie dziwi fakt, że wiele osób kategoryzuje ją jako "regret buying"...



Czy w takim razie warto?
Tak i nie zarazem.

Tak, bo:

  • Pudry są bardzo dobrej jakości i dają bardzo ładny efekt
  • Nie pylą się, więc nie tracicie samego produktu (a przy takiej cenie to dość istotne)
  • Pigmentacja w sam raz
  • Można za jej pomocą wykonać pełen makijaż łącznie z subtelnym makijażem oka (na youtubie można znaleźć inspirację)
  • "Wielkość"  - łatwo ją przechowywać i przewozić, nie zajmuje tony miejsca
  • Można przetestować aż 6 produktów na raz i sprawdzić, który z nich wartoby było kupić w pełnej wersji (jeżeli się nie ma kompletnie pojęcia - tak jak uprzednio Ja;))
  • Nie zapycha (przynamniej mnie, choć moja cera uwielbia sprawić mi niespodziankę w dowolnym momencie dnia i nocy)
  • Trochę czasu upłynie zanim zużyję, którykolwiek z tych pudrów
Nie, bo:
  • Cena vs. ilość produktu - tej, którą mam nie oddam, ale nie kupie jej ponownie. Jeżeli już, to zdecyduję się na pełnowymiarowy produkt.
  • Te pudry, choć świetne, nie są niezbędne do codziennego makijażu. Jeżeli odpowiada Wam efekt, który uzyskujecie przy tańszych produktach, zdecydowanie nie warto się bawić w wydawanie takich pieniędzy (i przeznaczyć je na rozsądniejsze cele).

Podsumowując, jeżeli masz zachciankę (podobnie jak Ja), masz ochotę sprawdzić czym wyróżnia się marka Hourglass, ale nie wiesz, na który konkretnie produkt się zdecydować i Twój budżet to zniesie, to warto. 

Mimo, że zabrzmi to absurdalnie, to i tak kupno tej palety dla osoby, która nie miała styczności z Hourglass, jest względnie sensowniejsze niż kupienie na raz wszystkich tych pudrów. Zakup tej palety to wydatek 400 zł (min.). Jeden pełnowymiarowy puder to 200 - 250 zł (Uwaga: na stronie premiumusa.pl najbardziej popularny Diffused Light jest w cenie 300zł (bez kosztów dostawy), na stronie glowstore.pl - 240 zł (z dostawą kurierem)). Jeżeli chciałabym pobawić się wszystkimi produktami, które znajdę w palecie, musiałabym zapłacić pewnie jakies min. 1000 zł. Oczywiście wiem, że mam o wiele mniejszą gramaturę, ale przynajmniej jestem w stanie sprawdzić na ile będę w stanie je w ogóle zużyć...

Produkty Hourglass można zamówiać bezpośrednio ze strony producenta (przewidują również wysyłkę do Polski), z innych stron zagranicznych lub też kupić w polskim sklepie internetowym (m.in. na www.premiumusa.pl, www.housebeauty.pl lub www.glowstore.pl). I tutaj ciekawostka: zawsze warto sprawdzić, która opcja jest najtańsza. Nie zawsze opłaca się zamawiać u naszych rodzimych przedsiębiorców (niektóre sklepy mają kosmiczny narzut O_o). Ja swoją paletkę Hourglass Ligthting Edit kupiłam na www.glowstore.pl (przyzwoite ceny i daromowa dostawa od niskiego progu, choć zawsze warto sprawdzić czy gdzieś indziej nie będzie taniej ;))

Mam nadzieję, że post się Wam spodobał. Jeżeli macie jakieś pytania to dajcie znać. Poniżej załączam jeszcze jedno zdjęcie.







poniedziałek, 26 października 2015

Why... czyli dlaczego?

Czemu postanowiłam założyć tego bloga? 

W przeszłości niespecjalnie interesowałam się makeupem. Mój codzienny makijaż ograniczał się jedynie do dwóch cieni, kreski na powiece i odrobinie tuszu. Samo słowo "podkład" stanowił dla mnie enigmę i budziło we mnie mieszane emocje. Zazdrościłam dziewczynom, które dzięki odrobinie podkładu wyglądały nieskazitelnie i jednocześnie byłam przekonanan, że jakakolwiek odrobina makijażu na mojej twarzy zepsuje mi cerę kompeltnie (nie mam tragicznej cery, ale "obcy" pojawiają mi się od byle czego, więc daleko mi do ideału).

Wszystko zmieniło się, gdy przypadkiem trafiłam na filmik z makijażem na youtube i się zaczęło. Będąc kompletnie zieloną, chłonełam wszystkie rady i rekomendacje co do kosmetyktów. Ponieważ sama niebardzo wiedziałam, czego rzeczywiście mi potrzeba i jaki typ produktów mi odpowiada, mój portfel musiał odcierpieć swoje.

Po obejrzeniu chyba miliarda filmików, doszłam do wniosku, że męczy mnie fakt, że każda kolejna nowość jest tak strasznie egzaltowana w internecie jako "must-have". Jednocześnie, tak niewielu jest youtuberów/blogerów, którzy proponują wykorzystanie np. jednej paletki cieni do różnego rodzaju makijaży. Często aby dokładnie odtworzyć dany wygląd potrzebujesz 15 różnych kosmetyków. I za każdym makijażem te kosmetyki ulegają zmianie oczywiście... Nie jestem wizażystką. Jestem zwyczajną dziewczyną, która chciałaby poznać w jak różny sposób może wykorzystać jedną paletkę cieni;) i, że w sumie nie jest Mi potrzebny kolejny rozświetlacz, skoro już mam podobny w domu :)

Podsumowując... po prostu mam nadzieję, że komuś przyda się lektura tego bloga:)